piątek, 19 lutego 2016

Trzylatka zauważa

Lipiec 2013
B (odginając mamie bluzkę): W środku jest golas!

M: Co chcesz na śniadanie?
B: Kolację!

Na spacerze
M: Patrz wróbelki!
B: Jakie piękne, powiedziała Bejbulinka.

B: (licząc tacie palce u stóp): Jedna świnka, druga świnka, trzecia świnka, czwarta świnka i… tata świnka – wielka świnka!


Ze słownika trzylatki
Gulgotek - usta wywołujące w kubeczku gulgotanie.
Gadułka - osoba wspinająca się np. na krzesło
Kościobok - szkielet

sobota, 21 lutego 2015

Gwiazda śmierci

Kupiliśmy lampę, tzn. mąż zaszalał i nam kupił. Lampa od razu skojarzyła mi się z Gwiazdą śmierci z "Gwiezdnych wojen", a że jesteśmy fanami gwiezdnej sagi, temat ten dość często w rozmowach się pojawiał.
Parę dni później siedzieliśmy sobie spokojnie z Bejbulinką konsumującą kolację w postaci suchej buły, gdy nagle wyżej wymieniona, pomiędzy jednym kęsem, a drugim strzeliła: "Ta lampa jest niedobra". "Dlaczego?", pytamy. "Bo brzydko się nazywa".
Zdębieliśmy. No tak, Gwiazda śmierci może się nie kojarzyć zbyt sympatycznie. Tłumaczę: "My z tatą widzieliśmy taki film i tam budowali statek kosmiczny, i on się nazywał "Gwiazda śmierci". Bejbulec nie skomentował. Jako że znam swoją córkę nie od dziś, mój umysł zaczął analizować to, co powiedziała. Analizował w sposób niestandardowy. Analizował bez uprzedzeń. Analizował z dala od wszelkich schematów, pamiętając, że w Bejbulcowym świecie duża żyrafa ma 8 cm, a jej klejące się kopytka to nic innego jak magnesy. Aż wreszcie spłynęło nań natchnienie. Przyczyną awersji do nazwy było to, że

GWIAZDA ŚMIERDZI
Pozdrawiam

środa, 24 września 2014

Dzieci się przydają

Wspomnień ciąg dalszy
Ranek. Oglądamy z dwuletnią Bejbulinką zdjęcia na komórce (człowiek zrobi wszystko, żeby tylko nie wstać...). Bejbulec bezbłędnie identyfikuje osoby, wykrzykując radośnie imiona (głównie swoje). Dochodzimy do fotki, którą sobie strzeliłam w przypływie masochizmu - goły brzuchol z wszystkimi grubiutkimi fałdkami. Gwoli wyjaśnienia, zdjęcie owe miało mnie zniechęcać do czekolady (nie róbcie tego w domu - i tak nie działa, a fotka straszy). No więc, dochodzimy do wyżej wspomnianej fotki, a moja córka na to: "Tata!"

Kocham swoje dziecko.

niedziela, 21 września 2014

Dwulatka opowiada

Wspomnień ciąg dalszy...
Ku naszemu zdumieniu, w ciągu trzech miesięcy Bejbulec nasz wykonał skok o tyczce rozgadując się obficie na wszelkie tematy.
Wysyp słów doprowadza nas, rodziców, do łez.
Ze śmiechu.
Wprowadzając tu nieco ładu i porządku, oświadczam, że nasz człowieczek w wersji mini od niedawna zaskakuje nas następującymi rzeczami:
1. Bogactwem słownictwa
B: Pjosie, kacijko – sagotowałam ci hejbatke.
Pychotka!
2. Komentowaniem rzeczywistości
B. Słucha piosenki na płycie
Płyta: Gdzie ta mała się podziała, woła tata…
B: Nie ma taty! Tata jest w pjaacy.
3. Znajomością języków obcych
A co się dzieje, gdy dwa języki się na siebie nałożą?
B: Pa-Pye! Pa-pye!
(Wersja uproszczona dla nieobeznanych z językiem Szekspira: Pa-paj! Pa-paj!)
4. Logiką i wysnuwaniem wniosków
B: Kucyki jechają.
B: Mama idzieła.
5. Prawdomównością
M: Będziesz mnie gryzła w palec?
B: Nie…
M: To dobrze.
B (kończąc myśl): Chyba nieee (W wersji oryginalnej: Śiba nieee.)
6. Szczegółowym obserwowaniem rzeczywistości
M: Tato, nie śpij!
T (zaspanym głosem): Nie śpię!
M: Chrapałeś!
T: Nie, bawię się z Bejbulinką. No, co tatuś robił?
B (z niezmąconym spokojem): Bejbulinka paciła.
T: Na co Bejbulinka patrzyła?
B: Na tatusia.
T (z nadzieją): I co tatuś robił?
B: Spał.
Ha, ha! I co, tato?
Dobrze, że na razie nie czuje ochoty zwierzyć się tacie z tego, co robi mama, gdy go nie ma…
Pozdrawiam :)

Jako że Międzynarodowy Dzień Języka Ojczystego za nami (21.02), kilka słów na temat „Polska język, trudna język”:

Dobra djupa - dobra zupa
Kaputek – kapturek. Czerwony.
Kacijka - kaczuszka
Kopiberek - koliberek
Lech - lew
Łasiasia – żyrafa
No Wiiim – no pewnie
Osieka - owieczka
Pach - paw
Pasiasiam – przepraszam
Placyki - placuszki
Ribek - grzybek
Siasiesiaj – Flutter Shy (jedna z My Little Pony)
Wibowit – wieloryb

piątek, 19 września 2014

Dwulatka prezentuje swoje poglądy

Wspominam - garść konwersacji z dwulatką.

Bejbulinka, nasz genius in progres, bierze udział w rozmowie:
- "Dzwonek dzwoni, dzwonek ćwierka..."
- Ko, ko!

- Daj jej skórkę!
- Ko, ko!

- Jak mówi piesek?
- Au, au!
- A kotek?
- Mniam!
- A gąska?
- Ka, ka!
- Nie, nie! Gę, gę!
- Nie! Ka, ka!

Kilka miesięcy później...

Najdłuższe zdanie, jakim poczęstowało nas nasze dziecko:
"Tato, nie śpiewaj o małym kucyku."

W książeczce widnieje uśmiechnięty królik.
M: Czy króliczek jest smutny?
B: Nieee...
M: A jaki jest króliczek?
B: Niebieski!

Bejbulinka komentuje fakt zrobienia kupki na podłogę:
- Kupko! Kupko, czekaj!... Nie chce czekać.

Bejbulinka z mamą w łazience:
B: Mamo, nie purć (purtać - robić bączki, przyp. tłumacza)
M: Nie purtam, w brzuszku mi się przelewało.
B: Aaa... Tata purci!
No oczywiście. Mama, jako istota wyższego rzędu, jak ta lilijka pachnie subtelnie i nie produkuje niegodnych kobiety odgłosów, ha! Cieszmy się, gdyż niedługo temat odgłosów opuści domowe pielesze i zacznie krążyć w towarzystwie. Dzieci, jak powiadał Bernard u Musierowicz, cechuje bowiem nadszczerość.

Nadszczerość
M: Jak budzisz rano mamusię?
B: Mamusiu, wstajemy... A tata śpi!

środa, 10 września 2014

Prawie-dwulatka komentuje

Bejbulec ma już ponad 20 miesięcy i zdecydowane poglądy...

1. Komentarz do "Abecadła" J. Tuwima:
-  O jak balon pękło, aż się P przelękło.
- Iiiiiiiiiiii !!!

2. Komentarz do piosenki o księżycu z "Akademii Pana Kleksa" (J. Brzechwa) 
- Dusił całą noc w śmietanie i zjadł rano na śniadanie.
- Pa, pa!

3. - Jak masz na imię?
- Tsy.
- Nie, nie trzy.
- Ctery!

4. Bejbulinka streszcza "Kubusia i Hefalumpy":
- Roo! Pipi! Mama ma-ti! E esteś? Mama ma-ti! Mama siuka!

Tłumaczenie dla reszty populacji nie obeznanej w tym narzeczu:
- Roo (czyli Maleństwo w oryginale)! Lumpi! Mama martwi się! Gdzie jesteś? Mama martwi się! Mama szuka!

Znajomość teorii nie przeszkadza Gałganowi uciekać mi w każdej nadarzającej się okazji. Ogólnie na spacerach drę się jak opętana, od "Nie!!!" począwszy na "O, Jezu!" skończywszy. Maluch ma mnóstwo siniaków, a moje serce cierpi... Za pół godziny idziemy do mięsnego... chyba wezmę coś na wzmocnienie...

5. Ach, wspomnień czar. Wygrzebałam relację z pierwszego spaceru "na nóżkach"
Spacer z Bejbulcem, pierwszy raz bez wózeczka, idziemy sobie po trawce zgrabnie omijając psie gówienka i obgryzione kości (sic!). Świeci słoneczko, robi się przyjemnie ciepło.
40 minut później bilans spaceru przedstawia się następująco:

Bejbulec
- polizał patyczek (mam nadzieję, że TO BYŁ patyczek)
- spróbował kamorka (mam nadzieję, że TO BYŁ kamorek)
- wsadził brudne łapki do buzi (cholera, jest szybka)
- polubił zjeżdżać na zjeżdżalni (cholera, jest ciężka, kiedy zacznie sama wchodzić po tych pier......ch schodkach).

Mamutek:
- dyszy
- pada na twarz
- ma serdecznie dosyć
- spektakularnie się załamuje
- dochodzi do wniosku, że dzieci wcale nie potrzebują świeżego powietrza i równie dobrze mogą siedzieć w domu, a następnie
- niczym Siłaczka znowu wychodzi na, tfu! spacerek.

Raport I

Melduję posłusznie, że piszę bloga jak w zegarku. Wczoraj wcięłam coś słodkiego w ilościach sporych, ale dzisiaj tylko 100 kcal (victory!), ale za Chiny nie umiem chodzić wcześnie spać :( Dwa razy po północy, co i tak, jak na mnie, nie jest źle. Mimo tego, HELP!!! Jak sprawić, żeby chciało się pójść spać? Przecież można czytać lub bezkarnie szaleć na fejsbuku. Wokoło tak cicho i spokojnie. Tak przyjemnie. I ja mam iść do łóżka? Oh, dear...