Wspominam - garść konwersacji z dwulatką.
Bejbulinka, nasz genius in progres, bierze udział w rozmowie:
- "Dzwonek dzwoni, dzwonek ćwierka..."
- Ko, ko!
- Daj jej skórkę!
- Ko, ko!
- Jak mówi piesek?
- Au, au!
- A kotek?
- Mniam!
- A gąska?
- Ka, ka!
- Nie, nie! Gę, gę!
- Nie! Ka, ka!
Kilka miesięcy później...
Najdłuższe zdanie, jakim poczęstowało nas nasze dziecko:
"Tato, nie śpiewaj o małym kucyku."
W książeczce widnieje uśmiechnięty królik.
M: Czy króliczek jest smutny?
B: Nieee...
M: A jaki jest króliczek?
B: Niebieski!
Bejbulinka komentuje fakt zrobienia kupki na podłogę:
- Kupko! Kupko, czekaj!... Nie chce czekać.
Bejbulinka z mamą w łazience:
B: Mamo, nie purć (purtać - robić bączki, przyp. tłumacza)
M: Nie purtam, w brzuszku mi się przelewało.
B: Aaa... Tata purci!
No oczywiście. Mama, jako istota wyższego rzędu, jak ta lilijka pachnie
subtelnie i nie produkuje niegodnych kobiety odgłosów, ha! Cieszmy się,
gdyż niedługo temat odgłosów opuści domowe pielesze i zacznie krążyć w
towarzystwie. Dzieci, jak powiadał Bernard u Musierowicz, cechuje bowiem
nadszczerość.
Nadszczerość
M: Jak budzisz rano mamusię?
B: Mamusiu, wstajemy... A tata śpi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz